Strony

piątek

O Dramaturgii i Aranżacji


Fajnie jest nagrać dobry riff i miłą uchu melodię tylko co dalej? Zauważ, że większość epokowych, inspirujących melodii bez aranżu brzmią banalnie, a wręcz trywialnie. Inna sprawa, że same trwają kilka czy kilkadziesiąt sekund i tak czy siak trzeba coś z nimi zrobić, żeby kawałek trwał przysłowiowe trzy minuty dwadzieścia sekund.

Jeśli zaczniemy od motywu przewodniego, kwintesencji utworu to możemy co najwyżej powtórzyć go kilka razy, poprzedzielać zwrotkami i spotęgować na koniec. Łał, fajerwerki. To tak jak rozebrać się w pierwszym akcie. W drugim i trzecim możemy w ostateczności wypróżnić się na scenę. Poniżej postaram się opisać ciekawsze pomysły na budowanie napięcia i kompozycji.

Hitchcock. Zaczynamy trzęsieniem ziemi lub innym kataklizmem, uśmiercamy kilku bohaterów, a z biegiem czasu napięcie wzrasta. Tylko do czego? W tym przypadku musimy mieć koniecznie jakąś bombę w kieszeni na koniec, żeby intro nie przyćmiło całości utworu bo najzwyczajniej w świecie będzie on nudny. Jeśli widz/słuchacz dostaje taki strzał na wstępie to raczej spodziewa się, że jeszcze go czymś zaskoczymy. Można do tego podejść dwojako. Albo rzeczywiście po euforii z napisania kilku pierwszych linijek mocnego uderzenia zająć się wymyśleniem naprawdę potężnej dawki energii na koniec i ciekawie połączyć abo wręcz odwrotnie. Przysłuchajmy się naszej pierwszej bombie i tyle razy parafrazujmy, żeby zejść z emocji. Następnie odwróćmy w czasie i mamy już zarówno nasze wielkie BANG!, którym zakończymy, jak i całą aranżancję, która do niego dąży. Po takim wybuchu możemy rzecz rozwiązać do wyciszenia lub zakończyć w jego trakcie dezorientując słuchacza zostawionego z masą pytań.

Breakdowny. Często stosowane nie tylko w muzyce z pogranicza rocka i metalu. Zabieg polega na tym, aby zwykle w ¾ czy połowie utworu zwolnić tempo i nabrać oddechu przed zakończeniem. Oderwać trochę publiczność od głównego tematu. Ten moment zwykle rozwiązuje wszystkie wątki wiążąc je w spójną całość i daje czyste sumienie, żeby po jeszcze jednej strzelaninie zakończyć utwór. Skąd te nawiązania filmowe? Ano stąd, że wszystkie filmy akcji, choć nie tylko z tego gatunku, są tak skonstruowane dlaczego więc nie przełożyć tego na muzykę? Tak naprawdę nie wiem co było pierwsze.

Kompozycja symetryczna. Idealna do ballad, choć oczywiście nie tylko. W tej kompozycji zaczynamy z takim samym napięciem co kończymy, a punkt kulminacyjny jest idealnie po środku. Dlaczego akurat pomyślałem o balladach (dla poprawności, utworach o wolniejszym tempie zwykle mniej lub bardziej nostalgicznych)? Ano dlatego, iż zwykle i tak nie pamiętamy początku, koniec pomijamy, a w środku przyda się trochę ożywić utwór, żeby zwyczajnie nie zasnąć. Kompozycja taka jest bardzo spójna, wręcz matematycznie poprawna i nadaje się również do krótkich utworów, w których mamy do opowiedzenia jedną konkretną rzecz, jedną melodię, jeden riff. I tak zazwyczaj powstaje, poprzez nienachalną zachowawczą aranżację głównego tematu.

O kompozycji typu zwotka-refren-zwrotka-solo-refren nie będę pisał bo jest zbyt banalna. Nawet ująłem ją w jednym zdaniu. Chociaż można się z nią trochę pobawić co pokazuje ogrom dorobku muzyki szeroko pojętej jako rozrywkowa. Na przykład miejsce solo jest wręcz stworzone do zastosowania wspomnianego breakdownu. Konstrukcja tego typu może być też wchodząca lub schodząca. Wystarczy aby każdy następny element był odpowiednio wyżej lub niżej od poprzedniego. Wyżej bądź niżej znaczy głośniej/ciszej, z większą/mniejszą dawką emocji. W takim wypadku traktujemy „zwrotka-refren-zwrotka-solo-refren” bardziej jako kolejność motywów po sobie, nie jako kompozycję samą w sobie.

Powyższych kilka opisów to przykłady najbardziej popularnych sposobów stosowania dramaturgii w muzyce. Kompozycją w sensie wiązanki sampli można i trzeba się bawić, eksperymentować. Jedni używają w tym celu kartki papieru, tablicy suchościeralnej, inni napełniają riffami komorę maszyny losującej. Nie jest moim celem zachęta do sztywnego trzymania się struktur. Artykułem tym proponuję raczej przyjrzeć się bliżej problemowi zachowania spójności w komponowanym utworze. Niech to będzie najbardziej zwariowana kompozycja jaką uda nam się stworzyć. Niech wyrywa się ze schematów, co dzisiaj jest już niesłychanie trudne. Niech będzie pozornie poszarpana, zaskakująca i nieprzewidywalna. Ale niech będzie. I do tego przemyślana.

Pisane przy: Seasick Steve.